Dorota Dziamska z Pracowni Pedagogicznej im.
prof. Ryszarda Więckowskiego. przestrzega przed wysyłaniem dzieci rok
wcześniej do szkoły. - Ten rok to czas na doskonalenie tzw. cielesnych
sprawności uczenia się rzeczy, które w szkolnej podstawie programowej
dla sześciolatków zostały zupełnie pominięte. A to wielki błąd, który
przyniesie w kolejnych pokoleniach dzieci poważne konsekwencje,
szczególnie jeśli chodzi o naukę pisania - powiedziała w rozmowie z
Faktem
Właśnie weszła w życie nowelizacja ustawy o
sześciolatkach. Rząd opóźnił reformę o dwa lata. Co mają teraz robić
rodzice, którzy planowali posyłać dziecko wcześniej do szkoły? Robić to
czy poczekać jeszcze rok?
– Poczekać i dać dziecku czas na spokojny rozwój w przedszkolu. Kadra
przedszkolna to praktycy z długoletnim stażem. Oni bardzo rozsądnie i
pragmatycznie podchodzą do wspierania rozwoju każdego dziecka. Często
dostosowują program do indywidualnego kanału rozwojowego. Korzystają
oczywiście ze starego programu nauczania sześciolatków,
który był bardzo profesjonalną i nowoczesną propozycją pracy z dziećmi,
a w ten sposób poszerzają zakres obowiązującej obecnie podstawy
programowej przedszkola. Rodzice nie muszą się bać, że dziecko coś
straci. Przeciwnie wiele może zyskać.
Co na przykład?
– Dzieciom wiele korzyści daje
zabawa i nauka w przedszkolu. Dzieci pod okiem specjalistów spokojnie
przygotują się do startu szkolnego z odpowiednią dawką zabawy i nauki.
Ten rok to czas na doskonalenie tzw. cielesnych sprawności uczenia się
rzeczy, które w szkolnej podstawie programowej dla sześciolatków zostały
zupełnie pominięte. A to wielki błąd, który przyniesie w kolejnych
pokoleniach dzieci poważne konsekwencje, szczególnie jeśli chodzi o
naukę pisania. To czas na twórcze strategie uczenia się, a nie tzw. po
śladzie. Metody przedszkolne edukacji w Polsce oraz program uczenia
sześciolatków w przedszkolu, taki jaki był, zanim Katarzyna Hall
postanowiła wyrzucić go do kosza to wielki dorobek naukowców i
praktyków pedagogów. Jeden z lepszych na świecie. Powstawał przez wiele
lat w wyniku eksperymentów i długofalowych badań. Był wypadkową myśli
twórcy podstaw naukowych edukacji małego dziecka prof. Więckowskiego.
Nie rozumiem zatem dlaczego zamiast się nim pochwalić, dokonujemy jego
destrukcji. Rodzice pozostawiający swojego sześciolatka w przedszkolu
mogą być pewni, iż dziecko uczyć się będzie według odpowiednich zasad
kształcenia i tego co w stosownym czasie nauczyć się może. A z czym
zatem dziecko sześcioletnie spotka się w szkole? Sądząc po zapisach
podstawy programowej z dużo gorszym programem niż do 2009 roku dzieci
sześcioletnie miały w przedszkolu.
Co z dziećmi, które poszły o rok wcześniej do zerówki, bo rodzice mieli w planie wcześniejsze posłanie ich do szkół?
–
Spadła im gwiazdka z nieba. Dany im czas rodzice powinni wykorzystać i
dać dzieciom święty spokój. Dziecko nie staje się gotowe na szkołę tylko
dlatego, że rok chodziło do oddziału przedszkolnego. Na dojrzałość
dziecka do podjęcia się jakiegoś zadania wchodzą różne składowe, które
są także pochodną doświadczeń poza instytucjami typu przedszkole, czy
szkoła. Przyspieszanie rozwoju, które jest założeniem tej reformy
zupełnie pozanaukowym i absurdalnym zostało wymyślone dla celów
politycznych i z uwagi na demografię. Ktoś przestraszył się, że z uwagi
na niż demograficzny szkoły będą świecić pustkami. A jest odwrotnie.
Klasy są przeładowane. Nikt natomiast nie zapytał nauczycieli,
czy dzieci 7 – letnie są przygotowane do szkoły. One już obligatoryjnie
do niej iść muszą. Proszę mi wierzyć, ten problem to puszka Pandory.
Uczyłam blisko 16 lat w szkole. Wielu siedmiolatków ma problemy na
stracie szkolnym, a im też trzeba poświęcić uwagę. Dlaczego zatem w tym
całym zamieszaniu nie mówimy o starszych dzieciach, które także
potrzebują nauczycielskiej troski?
Polska szkoła
w ogóle nie jest przygotowana na to, żeby dzieci mogły w niej
przebywać, a co dopiero się uczyć. Jest ponura, odrapana, stara. Bardzo
często wywołuje odczucie przygnębienia. Tylko nieliczne placówki są
piękne, odremontowane. Gmachy szkół są przygnębiające, brudne, załatane.
Hitem są ciemnobrunatne korytarze i ciągnący się sznureczek starych
drzwi pomalowanych tu i ówdzie farbą, aby zamalować odprysk, i nagle
jedna salka na całą szkołę z nowymi futrynami, drzwiami i naklejkami –
Unia Europejska, Kapitał Ludzki i te bajery. Za drzwiami nowiutkie
stoliki, krzesełka i kilka komputerów. Ma się wrażenie, że te nowe
stoliki i krzesełka są po to, aby nowy komputer dobrze się prezentował.
Tak to niestety w rzeczywistości wygląda. Jeżeli na 14 tysięcy szkół
nawet 5000 byłoby ładnych i przytulnych, to i tak nie mielibyśmy jeszcze
warunków do uczenia się na poziomie europejskim dla wszystkich dzieci.
Przedszkola są natomiast piękniejsze, logistycznie bardziej przygotowane
i zorganizowane do profesjonalnej edukacji. I to jest odpowiednie
miejsce do nauki małych dzieci.
Często słyszymy opinię, że dzieci powtarzająca zerówkę będą się nudzić i lepiej, żeby poszło do pierwszej klasy.
–
Przestrzegam rodziców przed takim podejściem. To marketing nieudanej
reformy. W PRZEDSZKOLU DZIECKO UCZY SIĘ PRZEZ PRZEKSZTAŁCANIE, A NIE PO
ŚLADZIE. To jest ta wielka różnica. Zabawa jest twórcza i pozwala na
wyrażanie się poprzez twórczą ekspresję, a nauczyciele przedszkola
wiedzą jak taką aktywność wyzwalać. Przedszkole
dysponuje przede wszystkim przestrzenią do takiej aktywności.
Nauczyciel szkolny w wielu wypadkach, nawet gdyby chciał stosować
strategię przekształceń i uczenia bardziej nowoczesnego, ograniczony
jest zbyt dużą grupą uczniów, małym pomieszczeniem. Szkole potrzebna
jest standaryzacja warunków uczenia się dzieci i warunków pracy
nauczyciela. Bez standaryzacji i zmian w zakresie ergonomii nie ma mowy o
jakiejkolwiek reformie.
Czy sześciolatki są gotowe na edukację szkolną ?
–
Sześciolatki powinny pójść do szkoły wtedy, gdy szkoła będzie
odpowiednio na to przygotowana pod względem logistycznym, ergonomicznym i
programowym, wystandaryzowane zostaną warunki uczenia, a ustawa o
systemie oświaty zapewni możliwość pozostawienia dziecka jeszcze rok w
stosownej grupie wiekowej lub przeniesienia do grupy o rok młodszej w
razie małych niepowodzeń. Tak się dzieje w innych systemach edukacji na
świecie. Takiej niestety sytuacji w Polsce jeszcze nie mamy i nie
będziemy jeszcze mieć, ponieważ MEN nie słucha, nie widzi, nie patrzy.
MEN nawet nie wie jak wystandaryzować szkoły w zakresie warunków
uczenia. Sam fakt, iż MEN nie
rozumie fundamentalnej zależności pomiędzy rozwojem emocjonalnym, a
intelektualnym dziecka świadczy o wysokiej jego niekompetencji.
Natomiast brak stosownych regulacji prawnych, aby dziecko cofnąć do
przedszkola, o ile pierwsza klasa okazała się dla niego za trudna, a tak
się dzieje, jest barbarzyństwem, którego dopuścili się autorzy reformy.
A jak pani ocenia nową podstawę programową?
–
To najbardziej barbarzyński element reformy. Radzę wszystkim rodzicom i
nauczycielom poczytać sobie np. wymagania programowe, które stawiane
były przed sześciolatkiem w przedszkolu w programach z 1982 roku, z
1991, a nawet z 1999. Sześciolatek w przedszkolu mógł się rozwijać
bardziej prawidłowo w zakresie rozwoju fizycznego, wymagania były na
wyższym poziomie niż obecnie w pierwszej klasie i przedszkola je
realizowały. Obecnie podstawa zredukowała wymagania w tym zakresie do
kilku punktów. Mam nieodparte wrażenie, iż MEN wciskając dzieci do
szkoły i orientując się, iż we wszystkich szkołach nie ma wystarczającej
liczby pomieszczeń i sal gimnastycznych, zredukował wymagania do
minimum, aby szkoła po prostu dała radę podstawę zrealizować. Przy
propagandowej akcji budowy tzw. Orlików i organizacji EURO 2012
ten manewr to kpina z narodu i okaleczanie rozwoju fizycznego dziecka
już na starcie szkolnym. Analizując podstawę programową i porównując
karłowatość wymagań w zakresie rozwoju fizycznego z wymaganiami np.
języka polskiego można stwierdzić, iż MEN nie widzi kolejnej zależności.
To na umiejętnościach ruchowych buduje się i rozwija sprawności
związane z nauką pisania.
Absurdalny zapis w podstawie, iż
dziecko sześcioletnie kończące pierwszą klasę będzie pisało wszystkie
litery, a nawet proste zdania z pamięci, znało zasady kaligrafii to nie
jest już nawet ignorancja, to brak podstawowej wiedzy na temat samego
procesu nauki pisania. Wymagania tak wygórowane, z którymi nie poradzi
sobie nawet czasami siedmiolatek kończący pierwszą klasę. Bałagan
podstawy programowej polega na braku znajomości kanałów korelacji
pomiędzy treściami z wielu edukacji, które nauczyciel stosuje. Np.w
matematyce autorzy podstawy zapomnieli o geometrii, w ogóle jej nie ma w
pierwszej klasie, a to właśnie rysowanie krzywych, łamanych, prostych
wiąże czynności dziecka z liniaturą i pierwszymi próbami rysowania
szlaczków w zeszycie. Podstawa programowa narzuca dziecku rozwijanie się
według regulaminu i osiąganie tych samych celów w tym samym czasie, a
to jest absurd i kompromitacja w czasach gdy na całym świecie kwitnie i
rozwija się konstruktywizm w pedagogice. Podstawa programowa dla
przedszkola i klas I – III nadaje się do kosza. Jest niepoważnym
dokumentem.
Co jeszcze zarzuca pani tej reformie?
–
Przede wszystkim nie opiera się ona na żadnych podstawach naukowych.
Niszczy dorobek polskiej pedagogiki jako nauki i wprowadza bałagan
programowo–organizacyjny. Reforma według jej twórców i rządu
aspiruje do miana skoku cywilizacyjnego, a ma szansę pogrążyć system
edukacji w przestrzeni mnożących się problemów, które wyskakują jak
grzyby po deszczu. Reforma jednocześnie wzmacnia dyktat wydawnictw
edukacyjnych, które produkują narzędzia edukacyjne do obowiązującej
podstawy, czyli nie kierują się podstawami naukowymi, ale tradycją
uczenia w ogóle. To zrodzi w bardzo krótkim czasie obniżenie poziomu
nauczania, a dla potrzeby wykazywania w mediach, że wszystko jest ok,
nauczyciel konformista nie będzie rozwijał i uczył, tylko przygotowywał
do testów. PISA to przecież cel sam w sobie, pokazanie się na tle
Europy, że jesteśmy tu, a nie tam. Postaw się, a zastaw się. Tyle, że po
tym postawieniu przez wiele lat będziemy musieli posprzątać i tolerować
tę kulawość.
Wobec tego co pani mówi, po co w ogóle ta reforma?
–
Reforma jest przede wszystkim aktem woli rządu i parlamentarzystów, a
nie potrzebą społeczną. Rozsądny i odpowiedzialny człowiek nie zaczyna
remontu mieszkania od położenia nowej podłogi, aby potem malować sufit.
Społeczeństwo widzi przecież, że wrzuca się sześciolatki do szkół, a
jednocześnie wiele szkół i przedszkoli zamyka. Czy w takiej sytuacji
zduszone dzieci z dwóch roczników będą miały stworzone lepsze warunki
rozwoju niż miały dotąd w przedszkolu? To co jest najbardziej
przerażające to fakt, iż zadufany w sobie MEN nie potrafi przewidzieć
serii negatywnych mechanizmów, które uruchamia ta reforma. Zachowuje się
jak modnisia, która robi to samo co inne. Bo w całej Europie
sześciolatki chodzą do szkoły, więc i czas, aby w Polsce też chodziły.
Kompleks ubogiego głupca, czy papuga zawsze druga? Jako nauczyciel
zamierzam być innym ptakiem, najlepiej orłem dumnym i z siłą, bo tylko
orły zauważyły, że nie cała Europa sześciolatki w pierwszej klasie ma
(np. Finlandia ) i tylko orły wiedzą też, iż tam gdzie sześciolatki w
pierwszej klasie są, uczą się tak jak nasze dzieci w przedszkolu i tego
co na stosowny wiek jest dostępne ich zmysłom (np. Niemcy, Holandia,
Belgia). U nas w pierwszej klasie sześciolatek będzie zapoznawał się z
zasadami kaligrafii i czytał krótkie teksty z pakietu edukacyjnego,
męcząc się siedząc w ławeczkach. Sześciolatek w Danii ma czas na
turlanie się po dywanie, eksperymentowanie z własnym ciałem, aby
namalować dłonią i stopą obrazek, który wykorzysta do skonstruowania
opowieści uruchamiającej jego wyobraźnię. Nasza reforma to tylko
papierowa nieudolna kalka niektórych zachodnich systemów oświaty, też
nie zawsze udolnych.
Jak pani ocenia zachowanie MEN w
kontekście tej reformy: niechęć do kontaktu z przedstawicielami
rodziców, ciągłe zmiany zdania?
– MEN ucieka systematycznie
od rodziców. Rodzice stali się bowiem już obecnie zorganizowaną grupą
społeczną, która walczy o swoje dzieci i posługuje się w tej walce
jedynie merytorycznymi argumentami. MEN takich argumentów merytorycznych
nie ma więc ucieka od spotkań z rodzicami lub szuka tematów
zastępczych. Problem transformacji systemu oświaty stara się wrzucić już
do przeszłości jakby reforma była aktem dokonanym i dogmatem z którym
się nie dyskutuje. Wrzuca więc pomysły typu cyfryzacja szkolnictwa, skok
cywilizacyjny do mediów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz